Wywiad z Panią Anną Domaradzką
Data wywiadu: 01.03.2022
Anna Domaradzka, córka Leopolda Kuleszy, jednego z Polskich Dzieci Syberyjskich. Urodzona w 1953 roku w Łapach na Podlasiu. Ukończyła szkołę wyższą w pobliskim mieście Białymstoku.
Przez rok pracowała w tamtejszej szkole średniej, a później przeniosła się do Warszawy aby uzyskać tytuł magistra polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim.
Po ukończeniu studiów rozpoczęła pracę w Bibliotece Uniwersyteckiej w Warszawie.
W 1979 roku wyszła za mąż za Juliana Andrzeja Domaradzkiego.
We wrześniu 1981 roku, razem z mężem wyjechała z Polski na jego stypendium naukowe do Stanów Zjednoczonych do Princeton, na okres około dwóch lat. Jednak po ogłoszeniu stanu wojennego w Polsce w grudniu 1981 roku, postanowili zostać w Ameryce trochę dłużej.
Dziś, czyli ponad 40 lat później, mieszkając ciągle w Stanach Zjednoczonych, osiedlili się w Los Angeles.
Mają dwoje dzieci – Mateusza urodzonego w 1982 roku w Princeton (stan New Jersey) oraz Julię urodzoną w 1985 roku w Seattle (stan Waszyngton). Ich syn mieszka obecnie w Nowym Jorku, a córka mieszka w Los Angeles w Kalifornii.
Bardzo dziękujemy za poświęcenie swojego czasu. Jest nam niezmiernie miło, że udało się z Panią spotkać i posłuchać historii Pani ojca, który przybył do Japonii.
Na początek, chciałabym zapytać o Pani ojca. Jaką był dla Pani osobą?
Mój ojciec był dobrym, uczciwym i odpowiedzialnym, ale też raczej powściągliwym człowiekiem. Kiedy się urodziłam, mój ojciec miał już 45 lat.
Zdaję sobie sprawę z faktu, że urodziłam się dość późno w jego życiu, ale myślę, że przyniosło to dla mnie też niewątpliwe korzyści, miał dla mnie zawsze dużo czasu. Ojciec był spokojnym, zrównoważonym, pracowitym, ale jednocześnie bardzo ciekawym świata człowiekiem.
Myślę, że urodzenie się na Syberii, przeżycie wojny jako dziecko, wyjazd do Japonii i Stanów Zjednoczonych, potem okres okupacji niemieckiej wpłynęło na kształtowanie jego charakteru. Był on bardzo ostrożną osobą, uważał na swoje słowa i czyny, ale jednocześnie bardzo zdecydowany i odważny.
Często opowiadał mi o swoich doświadczeniach z dzieciństwa w Japonii i w Stanach Zjednoczonych, a także o swoim późniejszym życiu.
Ostatnio zauważyłam jednak, że jego wspomnienia nie zawierały zbyt wiele informacji z lat zaraz po powrocie do Polski.
Nie znam dokładnego powodu, ale domyślam się, że był to dla niego bardzo trudny czas.
Anna Domaradzka z ojcem Leopoldem Kuleszą, (jednym z polskich Dzieci Syberyjskich) i synem w 1983 roku w Nowym Jorku i Filadelfii
W minionym czasie przeprowadzałam wywiady z innymi potomkami Dzieci Syberyjskich.
Wtedy zrozumiałam, że wspomnienia i późniejsze doświadczenia tych osób,
które były w Japonii jako Dzieci Syberyjskie,
nie zawsze były czymś, co lubiły i chciały zapamiętać.
W tej chwili mieszkam w Polsce, ale przez ostatnie wydarzenia na Ukrainie
jestem świadkiem jak ojcowie i mężowie musieli opuścić swoje rodziny,
aby matki z dziećmi mogły uciec poza granice kraju.
Bardzo przypomina mi to jak Dzieci Syberyjskie musiały pożegnać się z rodziną w celu powrotu do Ojczyzny.
Interesujące jest jak historia ma tendencję do powtarzania.
Dla wielu dzieci, które w latach dwudziestych minionego stulecia ewakuowały się przez Japonię i Stany Zjednoczone do Polski z powodu rosyjskiej rewolucji, była to straszliwa i tragiczna rzeczywistość.
Teraz, mając już 69 lat, nigdy nie wyobrażałam sobie, że zobaczę podobną sytuację jeszcze w trakcie mojego życia.
Jestem przerażona widząc jak matki z dziećmi są zmuszone do ucieczki z Ukrainy.
Według mnie, dzieci uciekające z Ukrainy, tak jak i Dzieci Syberyjskie można określić jako „sieroty wojenne”, albo raczej „dzieci wojny”.
W przeszłości dzieci musiały uciekać z Syberii z powodu rozpętania tam rewolucji, a teraz nowej wojny na Ukrainie.
W jaki sposób można wytłumaczyć dzieciom to co się dzieje?
Jednocześnie jestem pod wielkim wrażeniem organizacji pomocy wszystkim uchodźcom z Ukrainy i wyjątkowym przyjęciem ich w Polsce.
To wsparcie jest pięknym czynem, nie tylko organizowanym przez władze rządowe,
ale również, albo raczej przede wszystkim, udzielane przez indywidualne osoby, przez rzesze wolontariuszy.
Mam nadzieję, że tak jak Polska i Japonia, 100 lat temu zacieśniły ze sobą przyjacielskie stosunki,
tak teraz to wydarzenie pomoże Polsce i Ukrainie w budowaniu jeszcze lepszych stosunków jako krajów sąsiedzkich.
Zmieniając temat, w ręcznych pamiętnikach ojca, które udało się Pani zgromadzić,
znajduje się informacja, że uczył się ogrodnictwa.
Czy jest jakiś szczególny powód, dlaczego wybrał akurat tę profesję?
Mój ojciec i jego siostry byli raczej starsi w porównaniu do innych powracających Dzieci Syberyjskich.
Kiedy wrócili do Polski mój ojciec miał 13 lat, a jego siostry po 16 i 14 lat.
Obie siostry zaraz po powrocie do Polski rozpoczęły pracę w Poznaniu,
natomiast mój ojciec naukę w Szkole Ogrodniczej w Koźminie pod Poznaniem.
Starsza siostra po dwóch latach pracy dołączyła do reszty Dzieci Syberyjskich w Wejherowie uczęszczając tam do Szkoły Nauczycielskiej,
młodsza przyjechała tam o rok później.
(***Wiele Dzieci Syberyjskich po powrocie do Polski, przyjeżdżało pociągiem do Poznania,
a następnie przenosiło się do Wejherowa na północy Polski, które było w pełni przygotowane do przyjęcia i prowadzenia edukacji dla dzieci***).
To, że mój ojciec nigdy nie trafił do Wejherowa prawdopodobnie nie zależało od niego,
ale od osób sprawujących nad wszystkimi dziećmi opiekę.
W każdym bądź razie, ze względu na rozpoczętą już naukę w szkole zawodowej nie pojechał ani do Wejherowa i nigdy też nie mieszkał w Poznaniu.
Mimo tego, że nauka ogrodnictwa nie była jego własnym wyborem,
mój ojciec był raczej bardzo przywiązany do pracy z roślinami, lubił taką pracę, bardzo kochał przyrodę.
Zawsze wokół naszego domu rodzinnego było tak dużo pięknych kwiatów, różnych warzyw i szkółek drzew owocowych.
Możliwe, że jego ówczesny opiekun zauważył zainteresowania mojego ojca i dlatego umieścił go w tej szkole, a być może był to tylko zwykły przypadek.
Czy Pani ojciec wspominał o japońskim krajobrazie?
Pamiętam, jak opowiadał o ogrodach i parkach japońskich.
Zawsze wspominał o tym jak pięknie wyglądały tamtejsze tereny zielone, jak ładnie przycięte i wypielęgnowane były tamtejsze rośliny.
A o kwitnącej wiśni japońskiej usłyszałam po raz pierwszy właśnie od ojca.
Opowiadał mi jak drzewa, poczynając od japońskiej wiśni, były sadzone według specyficznego planu.
Pamiętam też, jak mówił mi o budowaniu domów.
Opowiadał, że było to proste budownictwo skierowane na funkcje życia codziennego.
Pamiętam też, jak ciągle wracał do swojego wspomnienia o siadaniu w jadalni przy niskim japońskim stoliku chabudai
i spożywaniu posiłków drewnianymi pałeczkami.
Chciałabym teraz zapytać o Pani wizytę w Tsurudze.
Czy mogłaby Pani opisać swoje wrażenia po przybyciu do Japonii?
Podróż do Tsurugi była sama w sobie przypadkowa, ale naprawdę wspaniała.
Wówczas towarzyszyłam swojemu mężowi, który leciał na konferencję naukową do Nary.
Z Nary do Tsurugi przyjechałam pociągiem.
Nie spodziewałam się, że ktoś będzie tam na mnie czekać i że ludzie będą dla mnie tak mili tylko dlatego, że jestem córką jednego z Dzieci Syberyjskich.
Z tamtego okresu zapamiętałam szczególnie dwa wydarzenia.
Pierwsze to, że w lokalnym miejskim Muzeum znajdowała się wystawa poświęcona pamięci Polskich Dzieci Syberyjskich.
Miłym zaskoczeniem była też możliwość zobaczenia trasy podróży Dzieci Syberyjskich
do Tsurugi z Władywostoku i potem dalej przez Stany Zjednoczone do Polski.
W Polsce wciąż nie mamy żadnej stałej ekspozycji poświęconej Dzieciom Syberyjskim, szkoda.
Muszę też nadmienić o serdecznym powitaniu mnie wtedy przez burmistrza Tsurugi co było niezapomnianym przeżyciem.
Natomiast drugą rzeczą, która tak trwale zapisała mi się w pamięci to był przejazd samochodem z dworca kolejowego do siedziby władz miejskich.
Młody mężczyzna, przedstawiciel lokalnych władz, który mi wtedy towarzyszył, pokazał mi pierwsze miejsce w Tsurudze,
które odwiedziły Dzieci Syberyjskie zaraz po przypłynięciu do Japonii.
Była to miejscowa szkoła podstawowa.
Powiedział mi też, że on też ukończył tę szkołę.
Ta szkoła jest dla mnie symbolem, pierwszego kroku Dzieci Syberyjskich do „japońskiej duszy”.
Jest to absolutnie niesamowite, że budynek tej szkoły wciąż istnieje.
Mam nadzieję, że dzieci w tej szkole znają historie polskich dzieci z Syberii.
Liczę teże na to, że następnym razem, gdy polecę do Japonii, będę mogła odwiedzić odnowione już nowe miejskie Muzeum miasta Tsurugi.
Miasto Tsuruga było i jest niesamowitym, wyjątkowym dla mnie miejscem w Japonii.
Jakie jeszcze inne miejsce, poza Tsurugą, które chciałaby Pani odwiedzić w Japonii?
Zdecydowanie ponownie Tokio.
Chciałbym tam odwiedzić Ośrodek Fukudenkai, w którym przebywały Dzieci Syberyjskie.
Wciąż pamiętam jak w 2001 roku pierwszy raz odwiedziłam Japonię i zwiedzałam Tokio.
W pamięci zapadł mi mój spacer po jednym z tokijskich parków, kiedy niespodziewanie natknęłam się na Pałac Cesarski w Tokio.
Przypomniałam sobie wtedy opowieść mego ojca o cesarzowej japońskiej.
Cesarzowa Sadako po raz pierwszy w historii japońskiej wyszła z Pałacu tylko po to,
żeby przywitać Dzieci Syberyjskie w siedzibie Czerwonego Krzyża.
Nawet teraz robi to na mnie ogromne wrażenie. Obecnie, kiedy już dokładniej poznałam historie Dzieci Syberyjskich i w tym mojego ojca,
chciałbym ponownie odwiedzić te wszystkie miejsca, które wcześniej on i jego siostry poznali w Tokio.
Jestem przekonana, że mój przyszły pobyt w Japonii będzie zupełnie inny niż ten 20 lat temu.
Proszę opowiedzieć o swojej rodzinie.
Czy wśród krewnych są osoby, które utrzymują z Panią kontakt i czy jest okazja do porozmawiania z nimi o historii Dzieci Syberyjskich?
Czy mogłaby Pani opowiedzieć w jaki sposób ojciec opowiadał o pobycie w Japonii?
Rodzina ze strony mojego ojca nie jest aż tak duża w porównaniu z rodziną matki.
Siostra ojca miała męża, który zginał w obozie koncentracyjnym, nie mieli potomstwa.
Druga siostra miała jednego syna, ale on już dawno nie żyje.
Wiem tylko, że był jeden wnuk i jedna albo dwie wnuczki, ale nie udało mi się ich odnaleźć.
Słyszałam, że on przebywa gdzieś na zachodzie Polski lub Europy.
Z czwórki dzieci urodzonych w dalekiej Syberii był jeszcze najmłodszy brat ojca.
On wrócił do Polski gdzieś w roku 1925 lub 1926, nigdy nie był w Japonii, miał 2 córki.
Starsza córka zmarła, ale z młodszą oraz z jej synem, utrzymuję dobry kontakt.
Przekazałam jej wszystkie informacje i materiały z polskiej konferencji parlamentarnej o Dzieciach Syberyjskich.
Ona bardzo interesuje się historią Dzieci Syberyjskich.
Dla nich to też jest historia tej samej rodziny.
Mam dwójkę dzieci, które mieszkają w Stanach Zjednoczonych.
Zarówno syn jak i córka są bardzo zainteresowani historią Polskich Dzieci Syberyjskich.
W 2018 roku moje dzieci razem ze mną przyleciały do Polski na konferencję ”Syberyjskie Dzieci Cesarzowej Japonii”.
Dobrze, że wtedy wszystkie teksty były tłumaczone na angielski.
Dzięki temu udało im się lepiej zrozumieć niuanse języka polskiego, zrozumieć całą treść konferencji.
Byłam wręcz zdumiona, że wysłuchali wtedy wszystko od początku do końca, byli ostatnimi którzy wyszli z sali konferencyjnej.
Myślę, że dla nich również było to wielkie wydarzenie.
Chyba jest spora różnica między opowieścią usłyszaną od matki, a wysłuchaniem tej samej historii podczas publicznego wydarzenia.
Była to dla nich bardzo cenna możliwość poznania dziejów Dzieci Syberyjskich z innej perspektywy.
Czy Pani dzieci były w Japonii?
Tylko mój syn miał okazję odwiedzić Japonię podczas podróży służbowej, jednak był to bardzo krótki pobyt,
dlatego nie mógł wtedy odwiedzić Tsurugi ani Ośrodka Fukudenkai.
Czy córka i syn mieli możliwość usłyszeć historię o pobycie w Japonii bezpośrednio od dziadka?
Moja córka i syn byli wtedy zbyt mali, żeby zapamiętać wszystkie historie opowiadane przez dziadka.
Teraz pozostała nam tylko taśma z nagraniem historii życia mego ojca.
Mimo, że jest to raczej bardzo krótka opowieść od wyjazdu z Syberii i przyjazdu do Polski, to bardzo się cieszę, że udało mi się ją zachować.
W młodości, będąc zajęta budowaniem swego życia nie zapisałam wszystkich szczegółów historii starszego pokolenia.
Zawsze chętnie opowiadałam tę wyjątkową historię moim znajomym i wszystkim którzy chcieli jej słuchać.
Teraz pozostały mi tylko nagrania, sporadyczne zapisy i wybiórcze dokumenty, kilka starych kartek.
Tymczasem z wiekiem, ta rodzinna historia stała się dla mnie czymś szczególnym i poczułam się w obowiązku jej zapisania, tego co pamiętam i tego co po nich pozostało.
Przypuszczam, że może to samo dotyczy moich dzieci. Myślę, że historie rodzinne nabierają wartości dopiero z czasem.
Możliwe, że właśnie tak jest. Dla nas to bardzo cenne i ważne, aby usłyszeć relacje od Pani i innych potomków.
W tej chwili w Polsce jest organizowana objazdowa wystawa plenerowa o historii Dzieci Syberyjskich.
To bardzo ważne, żeby nie tylko opisywać historię, ale także publikować oryginalne dokumenty.
Chcielibyśmy, aby coraz więcej osób poznało tę historię,
nie tylko jako zwykły fakt historyczny, ale także jako rzeczywistą historię prawdziwych ludzi.
We wrześniu planujemy zorganizować Ceremonię dla potomków Dzieci Syberyjskich.
Czy jest coś szczególnego czego Pani od niej oczekuje?
Dla mnie jako potomkini Dzieci Syberyjskich bardzo ważne i ciekawe jest każde spotkanie innych potomków
tej niesłychanej grupy ludzi, usłyszeć ich historie.
Chciałabym zebrać jak najwięcej wspomnień rodzinnych.
Chciałabym, żeby ich wszystkich, a szczególnie historie ich rodziców zostały zapisane dla następnych pokoleń.
Chciałabym tez, żeby historia Dzieci Syberyjskich została bardziej rozpowszechniona w Polsce.
Myślę, że byłoby wspaniałe, gdyby w Polsce ten fakt historyczny był bardziej znany i został opisany szerzej przez wiele mediów.
Moje pokolenie, czyli pokolenie potomków Dzieci Syberyjskich całkowicie wmieszało się w społeczeństwo idąc na studia,
dostając dyplomy inżynierów, lekarzy, nauczycieli, itd. I tak, w wyniku pomocy okazanej przez różnych ludzi Dzieciom Syberyjskim,
ich potomkowie prowadzą swoje życie i tworzy się swoisty łańcuch dobroci.
Ludzie, którzy pomagali Dzieciom Syberyjskim ponad 100 lat temu, zapoczątkowali ten proces. Japonia, Stany Zjednoczone pomogły polskim dzieciom.
Teraz, ponad 100 lat później, niespodziewanie, Polska pomaga dzieciom ukraińskim, dzieciom będącym w tragicznej sytuacji,
uchodźcom zagrożonym przez tego samego wroga.
Należę do tego szczęśliwego pokolenia, które nigdy nie zaznało tragedii wojny.
Oczywiście była wojna w Korei, w Wietnamie, w Jugosławii, w Syrii, ale ja nie mam osobistych doświadczeń wojennych.
Pokój i demokracja są bardzo delikatne, ale najważniejsze dla naszej rzeczywistości.
Upadek demokracji może zająć tylko chwilę, a jej naprawa będzie kosztować parę pokoleń i ogrom istnień ludzkich.
To pokazuje wszystkim jak bardzo cenna jest wolność, wspólna demokracja, nasze życie i szacunek do innych.
Historia lubi się powtarzać. Uważam, że historię Dzieci Syberyjskich należy opowiedzieć,
aby podobna tragiczna historia nie została ponownie powtórzona przez innych złych ludzi.
Nikt nie ma prawa zakłócać pokoju, o który nasi przodkowie walczyli i wywalczyli w tak krótkim czasie.
Myślę, że jest to bardzo ważna wiadomość dla innych.
Na sam koniec, czy chciałaby Pani przekazać jakieś słowa skierowane do młodego pokolenia?
Chciałabym im powiedzieć, żeby byli ostrożni, żeby cenili demokratyczny głos wszystkich ludzi i ich wolność.
Ponieważ w jednej chwili można stracić wszystko, co wpłynie nie tylko na nich, ale i na wszystkich wokół, a nawet może doprowadzić do wojny.
Dla mnie najważniejsze są dzieci, nasza wspólna przyszłość.
Są niewinne i jeszcze nie do końca rozumieją co się wokół nich dzieje.
Szlachetną rzeczą jest uratować jedną osobę z naszego otoczenia.
Osiągniecia Komitetu Ratunkowego Dzieci Dalekiego Wschodu, który pomógł przeżyć blisko 1000 dzieci, są naprawdę wzorem człowieczeństwa.
Zawsze pamiętajmy o tym i w miarę możliwości pomagajmy innym ludziom w potrzebie.