Wywiad z Panem Paul Wojdak
~Na tropie swojego ojca~

Paul Wojdak

Urodzony w Anglii w 1948 roku. Wyemigrował do Kanady w wieku czterech lat. Absolwent Uniwersytetu McMaster i Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej na wydziale geologii. Przez 40 lat pracował jako zawodowy geolog,
w tym przez 20 lat dla rządu. Corocznie publikował artykuły na temat złóż złota, srebra, miedzi, molibdenu i cynku. Odkąd przeszedł na emeryturę w 2011 roku podróżuje wraz z żoną Teresą po kraju
i świecie. Mieszkają w Telkwa, w domu,
który wykończyli w 2020 roku. Obecnie prowadzi badania i pisze o życiu swojego ojca.

Yumi: Dziękuję, że znalazł Pan dla mnie czas. Minęło trochę czasu od naszego ostatniego spotkania w Wejherowie w 2019 roku, dlatego tym bardziej się cieszę,
że możemy porozmawiać. Pozwolę sobie zacząć wywiad.

Paul: Oczywiście.

Yumi: Czy mam rację, że historię o pobycie ojca w Japonii usłyszał Pan bezpośrednio
od niego? Czy oprócz Pana i Pana mamy ktoś jeszcze zna jego historię?

Paul: Tak, to prawda.
Usłyszałem wszystkie jego opowieści od niego samego. Nikt oprócz mnie i mojej świętej pamięci mamy nie zna tej historii. 

Mój tata miał zaledwie 6 lub 7 lat, gdy jego rodzice zginęli na Syberii. Powiedział, że zginęli w “wypadku kolejowym”.
Przypuszczałem, że wydarzyło się to w Polsce, jednak myliłem się- tak małe dziecko nie zna się o granicach i państwach.
Dlatego nigdy nie mówił konkretnie o Syberii czy o Rosji…
Spytałem go raz o to, kiedy byłem mały, jednak niewiele mi powiedział.
Cały był spięty i jego oczy uciekały w inną stronę.
Teraz wiem, że nazywa się to zespołem stresu pourazowego, jednak w tamtym czasie nikt o tym nie wiedział.
Wiem, że jego umysł wypierał te wszystkie bolesne zdarzenia z przeszłości, dlatego nie powiedział mi zbyt wiele.

Po Japonii, mój tata z innymi dziećmi syberyjskimi przebywał w Ameryce w sierocińcu.
W 2021 roku zwróciłem się do Sióstr Felicjanek o akta mojego ojca z ich archiwum.
Wskazują one na to, że mój tata urodził się w Nowonikołajewsk (obecnie Nowosybirsk) na zachodniej Syberii.
Został on znaleziony samotnie 3750 kilometrów od wschodu, w sierocińcu w Harbinie, w Mandżurii.
Akty podają, że jego data urodzenia była nieznana, i miał „około 7 lat” urodzony w 1912 lub 1913 roku.
Na liście z Fukudenkai jego imię przedstawione jest jako Władysław, ale ja znałem go tylko jako Paweł bez drugiego imienia.
Dlatego pochodzenie imienia „Władysław” pozostawało tajemnicą.

W 1920 roku, pociąg był jedynym sposobem na pokonanie ogromnej odległości z Nowosybirska do Harbinu.
Rosja była wtedy pogrążona w chaosie wojny domowej.
Z akt Polskiego Komitetu Ratunkowego wiadomo,
że wielu polskich uchodźców uciekało na wschód, by uniknąć prześladowań, głodu i śmierci.
Taka podróż pociągiem prawdopodobnie trwała tygodnie lub miesiące,
ponieważ pociągi się psuły, załoga zdezerterowała lub dochodziło do walk (między czerwonymi i białymi, i ich zwolennikami).
Żołnierze wyrzucali uchodźców z pociągu na środek syberyjskiej zimy.
Według mojego taty, najpierw w pociągu zginęła jego matka, a później zmarł jego ojciec.
Jakie to musiało być okropne doświadczenie dla dziecka…
Jakie zaś dokumenty tożsamości mogła mieć przy sobie takie małe dziecko?
Być może mój tata miał tylko papiery zmarłego ojca- Władysława Wojdaka. 

Poprosiłem o pomoc w tej sprawie genealogiczną grupę badawczą „Stowarzyszenie Twoje Korzenie w Polsce” z siedzibą w Krakowie.
Mają współpracowników w Rosji, którzy przeszukali akta urodzenia w Nowosybirsku
oraz państwowe archiwa skazańców i zesłańców politycznych w Moskwie.
Zapisy są jednak niekompletne, brakuje wielu tomów lub zachowały się one tylko częściowo.
Jedyna wzmianka o Władysławie Wojdaku znajduje się na liście skazanych z 1908 roku.
Urodził się we wsi Jasiorówka, 75 km na północny wschód od Warszawy.
W wieku 16 lat został aresztowany i skazany za kradzież.
Nie jest to przestępstwo polityczne i jest mało prawdopodobne, aby skutkowało deportacją.
Czy może właśnie ten Władysław Wojdak jest spokrewniony z moim ojcem?
To typowo polskie imię i nie jest niczym mało spotykanym.
Być może Władysław Wojdak stał się dywersantem politycznym w więzieniu w Polsce, a następnie został zesłany na Syberię.
Związek Władysława z moim ojcem jest dość niepewny, mogę tutaj tylko spekulować.
Bardzo długo i ciężko szukałem śladów mojego ojca.
Jest to możliwe, ale może po prostu za bardzo chcę, żeby to było prawdą.

 
Yumi: Musiał to być wyjątkowo trudny czas dla niego. Podobnie sprawa ma się z rodziną pana Łukasza,
z którym miałam przyjemność przeprowadzić wcześniej wywiad.

W zeszłym roku poleciał Pan do Japonii, zgadza się? Czy miał Pan jakieś wyobrażenia
o Japonii? Jeśli tak, to czy zmieniły się one po podróży?

Paul: Mój tata przybył do Japonii wraz z dziećmi syberyjskimi, jednak nie za wiele mi o tym powiedział.
Z „Echa Dalekiego Wschodu” dowiedziałem się, że dzieci syberyjskie w Japonii zostały ciepło przyjęte i otoczone opieką.
Tata miał małą bliznę na plecach po leczeniu w szpitalu w Fukudenkai.
Byłem podekscytowany, kiedy z żoną odwiedziliśmy Japonię w listopadzie 2019 roku.
Podczas naszej podróży z lotniska do hotelu byliśmy zdezorientowani przy przesiadaniu się w metrze.
Byłem bardzo zmęczony i miałem problemy z wnoszeniem walizki po schodach.
Zobaczyła to pewna miła, młoda kobieta i sama przeniosła moją walizkę.
Od razu poczuliśmy się mniej samotni oraz mile widziani w Japonii.
W dniu następnym udaliśmy się do Fukudenkai.
Pan Manabu Tsuchiya i pani Mizuki Wagatsuma przyjechali do naszego hotelu,
by się z nami spotkać i zabrać nas samochodem prosto do Ośrodka.
Traktowano nas tam po królewsku. Dostałem wiele zdjęć dzieci syberyjskich.
Miałem nadzieję rozpoznać na nich mojego ojca, lecz na próżno. 
Wysłuchaliśmy prezentacji na temat ośrodka a następnie zabrano nas do dobrej restauracji.
Kiedy spytano mnie, czy chciałbym danie kuchni chińskiej, włoskiej, czy japońskiej, od razu odpowiedziałem, że oczywiście japońskiej.
Mogę szczerze przyznać, że to był jeden z najbardziej wyjątkowych dni w moim życiu.

Yumi: Cieszę się, że ma Pan tak miłe wspomnienia z Japonii.
Czy mógłby mi Pan powiedzieć, jak dowiedział się Pan o Fukudenkai?

Paul: W 2001 roku szukałem informacji w Internecie i znalazłem pana Teruo Matsumoto, japońskiego dziennikarza mieszkającego w Warszawie.
Wiele się od niego dowiedziałem.
Przesłał mi kopie „Echa Dalekiego Wschodu”, gdzie opisana była cała historia polskich dzieci syberyjskich oraz ich pobyt w Fukudenkai. Władysław Wojdak był jednym z dzieci na liście, które wyjechało do Milwaukee w USA.
Wszystko zgadzało się dokładnie z tym co powiedział mi mój tata.
To że, był on w Milwaukee i w Chicago i też że po raz pierwszy zobaczył wtedy jakieś maszyny i tym podobne.
Przypuszczam, że chodziło o samochody, pralki i nie tylko.
Później w Polsce, tata zastanawiał się, dlaczego w Polsce nie ma takich urządzeń.
W tamtym momencie wiedziałem z całą pewnością, że na liście jest mój ojciec, chociaż jego imię, Władysław, było mi nieznane.

Nie przypuszczałem, że ośrodek wciąż działa, dlatego wcześniej nie starałem się go odnaleźć.

Podczas wycieczki do Polski w 2019 roku poznałem pana Akinoriego Nishikawę z Muzeum Port Humanitaryzmu w Tsurudze.
Powiedział mi, że Fukudenkai istnieje do dziś i dał mi informacje kontaktowe.
Skontaktowałem się z Ośrodkiem i zapytałem o możliwość odwiedzenia go.

 

Yumi: Zatem to zasługa pana Nishikawy! Czy oprócz Fukudenkai i Tsurugi udało się Panu zwiedzić inne miejsca w Japonii?

Paul: Spędziliśmy 10 dni w Tsurudze i okolicy.
Zatrzymaliśmy się w ryokanie, tradycyjnym japońskim hotelu.
Odwiedziliśmy wtedy jeszcze jezioro Mikata, jezioro Yogo, jezioro Biwa i dwa japońskie zamki.
Wszystko było tam piękne, naprawdę wspominam to jako wspaniałe doświadczenie.

Yumi: Słyszałam, że Pana ojciec pamiętał japoński hymn narodowy.

Paul: Tak, wiąże się z tym niesamowita historia.
Miałem 10 lub 11 lat i zastanawiałem się, czy to prawda, że mój ojciec był w Japonii jako dziecko.
Pewnego popołudnia konserwator przyszedł do naszego domu, by naprawić piec gazowy.
Był to Japończyk. Naprawa pieca to czasochłonne zajęcie, a mój tata, chcąc wiedzieć, jak naprawia się piec, stał blisko Japończyka.
Ja natomiast nie przysłuchiwałem się zbytnio ich rozmowie.
Kiedy Japończyk skończył naprawiać piec i już miał wychodzić, mój tata zaśpiewał coś po japońsku.
Było to totalnym zaskoczeniem!
Później mi powiedział, że to był japoński hymn narodowy.
Potem policzył do dziesięciu po japońsku.
Kiedy moja mama wróciła z pracy, tata pochwalił się jej słowami: „On powiedział, że zaśpiewałem hymn perfekcyjnie”.
To był bardzo ważny moment dla mnie, ponieważ wtedy już wiedziałem na pewno, że był w Japonii.
Teraz wierzę, że usposobienie tamtego Japończyka, pewne oczywiste i wrodzone cechy „japońskie”,
były pewnym impulsem i kluczem do pamięci mojego ojca.
Wyzwoliło to w nim wspomnienia, z istnienia których pewnie nie zdawał sobie sprawy.


Yumi: To niesamowite, jak działa dziecięca pamięć.

Paul: Tak. Myślę, że to zasługa tamtego Japończyka. Przez stres pourazowy mój ojciec nie wiedział, że posiada takie wspomnienia i dzięki tamtej wizycie, coś się w nim odblokowało.

Yumi: To wyjątkowe szczęście, że akurat tamten pan przyszedł naprawić piec. Dziękuję Panu bardzo za przesłanie mi prezentacji przed wywiadem. Była bardzo interesująca
i dzięki temu mogłam dowiedzieć się chociaż trochę o Pańskim pochodzeniu. Pana rodzice zdecydowali się przeprowadzić z Europy do Kanady. Dlaczego była to Kanada?

Paul: Marzeniem mojej mamy była przeprowadzka do Kanady. 
Rodzice poznali się w Anglii w 1947 roku.
Przyjechał on z Włoch wraz z Wojskiem Polskim, a ona z Holandii. Kiedy zaczęli się spotykać, tata zauważył, że nie zna swojej daty urodzin.
Mama oznajmiła, że będzie to 27 lipca i od tego czasu świętowali tę datę co roku. 

Mój ojciec nie miał dobrego życia w Polsce po przyjeździe z Japonii i Ameryki.
Był on rozczarowany, że znów znalazł się w sierocińcu.
Stamtąd został przeniesiony na farmę, nie po to, by być częścią tamtejszej rodziny, ale do pracy.
Nauczył się być kowalem, ale w 1939 roku znów wybuchła wojna.
Mieszkał w województwie poznańskim, które Niemcy uważały za swoje terytorium i je anektowały.
Mówiono ludziom, że są Niemcami, a nie Polakami. 

Na początku 1944 r. ojciec został wcielony do armii niemieckiej i wysłany do Włoch.
We Włoszech uciekł do Wojska Polskiego, podobnie jak wielu innych Polaków wcielonych do armii niemieckiej.
Po wojnie przybył do Anglii z Wojskiem Polskim- z ponad 100 tysięcy mężczyznami.
Nie chcieli wracać do Polski, ponieważ była ona kontrolowana przez Rosję.
Dlatego zostali w Anglii i rozproszyli się po obozach w całej Wielkiej Brytanii. 

Mój ojciec byłby szczęśliwy mieszkając w Anglii, ale moja matka chciała wyjechać do Kanady, z dala od wojen w Europie.
I w  ten sposób wyemigrowaliśmy do Kanady w 1952 roku.
Mój ojciec w końcu miał własny dom i szczęśliwe życie w Kanadzie. 

Nasz dom w Kanadzie zbudowany był na ubogiej glebie gliniastej.
Mój ojciec co roku musiał ciężko pracować, aby poprawić glebę i hodować kwiaty.
Wszelkie rodzaje kwiatów, a w szczególności dalie i róże.
Słynął on z tego, że miał najpiękniejszy ogród na naszej ulicy.
Z opowieści innych dzieci syberyjskich wynika, że wiele osób kochało kwiaty i ogrodnictwo.
Wierzę, że takie zainteresowanie pochodziło z ich pobytu w Japonii,
trwałej spuścizny po ich pierwszym doświadczeniu z naturalnym pięknem i gościnnością.


Yumi: Bardzo się cieszę, że ta decyzja okazała się dobra i przyniosła wiele szczęścia. Chciałabym Pana zapytać, czy zauważa Pan jakieś znaczące różnice między Japonią, Polską a Kanadą?

Paul: Japonia, Kanada i Polska różnią się od siebie, jednak wszystkie te kraje są piękne.
Kanadę znam najlepiej. Mieszkałem w Ontario i Kolumbii Brytyjskiej, w mieście i na wsi.
Jestem geologiem i podróżowałem w ramach pracy po lasach, górach i Arktyce.
Kanada jest miejscem pełnym dzikiej przyrody, ogromnych odległości i niewielu ludzi.
W Polsce byłem tylko dwa razy, natomiast w Japonii tylko raz.
W Polsce jest wiele pól uprawnych, wiele dużych i małych miast.
Nierzadko można też spotkać lasy, w których wszystkie drzewa są w tym samym wieku i są równomiernie rozmieszczone.
Nazywa się to plantacja leśna.
W Japonii też jest wiele miast i pól uprawnych, jednak znajdują się tam duże naturalne lasy na wzgórzach i górach.
Drogi i linie kolejowe w Japonii ciągną się w podgórskich tunelach (jest ich tak wiele!), dzięki czemu las pozostaje nietknięty.
W Kanadzie jest też kilka tuneli, jednak zazwyczaj drogi wznosi się powyżej, dlatego ingerencja w naturę jest trochę większa.

Wszędzie byliśmy traktowani bardzo życzliwie.
Kiedy mieliśmy trudności ze znalezieniem jakiegoś miejsca, nieznajomy doprowadził nas pod same drzwi.
Pani obsługująca nas w ryokanie położonym blisko jeziora Yogo nie potrafiła mówić po angielsku,
miała trudności ze wskazaniem nam drogi do restauracji.
Wsiadła w swój samochód i pokazała nam, byśmy wsiedli w swój, a następnie podjechała pod restaurację,
tym samym zaprowadzając nas na miejsce.
Nauczyłem się najważniejszego słowa, arigatō, mając w pamięci mojego ojca.


Yumi: Jest mi bardzo miło, że doświadczył Pan w Japonii takiej życzliwości i dobroci.
W Pańskiej prezentacji wspomniał Pan o pewnej zagadce z życia Pana ojca.
Czy udało się dojść do jakichś nowych faktów lub poszlak związanych z tą tajemnicą?

Paul: Od czasu wizyty w Fukudenkai i Tsurudze uzyskałem akta ojca od Sióstr Felicjanek,
które prowadziły wtedy sierocińce, w których przebywały wszystkie dzieci syberyjskie w Ameryce.
Nie potrafię mówić w języku polskim ani rosyjskim, więc skorzystałem z genealogicznej grupy badawczej do przeszukania rosyjskich archiwów. Na Syberii byli Polacy, którzy zostali zesłani tam za sprzeciw wobec rosyjskiego rządu i już nigdy nie pozwolono im wrócić.
Byli też tam tacy, którzy udali się na Syberię, aby budować mosty, miasta i kolej.
Niestety wszyscy stali się ofiarami i uchodźcami po upadku rządu rosyjskiego w 1918 roku.
Wiele informacji zostało utraconych, ale cieszę się, że dowiedziałem się wszystkiego, co jest możliwe do odkrycia. 


Yumi: To musiała być wyjątkowo trudna podróż, by pokonać dystanse między Syberią, Japonią, także Stanami Zjednoczonymi i wreszcie Polską.

Pan Paul: Oczywiście, szczególnie biorąc pod uwagę ich wiek, mieli bowiem między 3-4
a 13-14 lat. Mój ojciec miał wtedy 7 lat.

Yumi: Uczestniczył Pan w konferencjach w Wejherowie oraz w Tsurudze w Japonii.
Co Pan, jako jeden z potomków dzieci syberyjskich, sądzi o uczestnictwie w tego typu wydarzeniach, mających na celu wymianę kulturową między Japonią a Polską?

Pan Paul: Zarówno ze względu na siebie samego jak i na pamięć o moim ojcu, mogę powiedzieć, że jestem dumny i zaszczycony mogąc uczestniczyć w takich wydarzeniach. Myślę, że wiele by to dla niego znaczyło. Wraz z żoną planowaliśmy wziąć udział
w ceremonii stulecia nawiązania stosunków dyplomatycznych między Polską a Japonią w Warszawie we wrześniu 2020 roku, jednak nie było to możliwe z powodu wirusa COVID-19. Być może w przyszłym roku się to uda.

Yumi: Tak, niestety ceremonia w Warszawie została przełożona, jednak planujemy ją zorganizować we wrześniu 2021 roku. Czekamy na Państwa z otwartymi ramionami.
Czy zdarza się Panu kontaktować z innymi potomkami dzieci syberyjskich?

Paul: W Wejherowie w 2019 roku poznałem panią Annę Domaradzką oraz pana Łukasza Jankowskiego.
Utrzymujemy sporadyczny kontakt przez Facebooka.

Yumi: W rozmowie z innym potomkiem, którego pradziadek jest jednym z dzieci syberyjskich, zrodził się pomysł wznowienia publikacji „Echa Dalekiego Wschodu”, pisma wydawanego przez dzieci syberyjskie, którym udało się wrócić do Polski dzięki pomocy Japonii. Co Pan sądzi o takim pomyśle?

Paul: To dobry pomysł.
Myślę, że czasopismo powinno być wydawane w Internecie, aby koszty produkcji były niskie.
W treści mogłyby przeplatać się historia i współczesność, czyli zarówno wydarzenia z przeszłości,
jak i obecna działalność Fukudenkai czy Polsko-Japońskiego Stowarzyszenia Młodzieży. 

Osobiście, skończyłem swoje badania nad historią mojego ojca.
Spisałem jego historię życia oraz to w jaki sposób zdobyłem dane informacje.
Mam nawet przyjemność zaoferować moją pomoc w pisaniu do magazynu. 


Yumi: To byłoby wspaniałe! W Pańskiej prezentacji było napisane, że Pana ojciec został dziadkiem. Czy chodziło może o Pana dzieci? Czy znają i są zainteresowane historią swojego dziadka?

Paul: Mój ojciec nigdy nie rozmawiał o swojej przeszłości ze swoimi wnukami.
Tak, to moje dzieci. Często mówiłem im o moim ojcu.
Szkoda, że nie zdążyły poznać go lepiej, zanim umarł.
Wszystkim im powiedziałem tę historię. Jedna z moich córek jest nią wyjątkowo zainteresowana.

Yumi: Miło słyszeć, że jest takie zainteresowanie.
Z biegiem lat coraz mniej ludzi zna tę historię lub jest jej częścią, dlatego zastanawiam się,
jak zdobyć zainteresowanie młodych ludzi i dotrzeć do nich.

Paul: Tak, to trudne by zatrzymać pamięć.
Moja najbardziej zainteresowana tą historią córka mieszka w Wielkiej Brytanii.
Zapytałem, czy nie zechciałaby wziąć udziału w ceremonii upamiętnienia setnej rocznicy nawiązania stosunków dyplomatycznych
między Polską a Japonią, o której wcześniej wspominaliśmy, ale niestety była wtedy zbyt zajęta.
Jednak skoro ceremonia została przełożona na 2021 rok, zapytam ponownie,
czy nie zechciałaby się zjawić w Warszawie z rodziną.


Yumi: Przyciągnięcie uwagi ludzi jest zawsze trudnym zadaniem. Wyjątek stanowią ci, którzy szczególnie interesują się historią. Fukudenkai szuka sposobu, aby przekazać większej liczbie ludzi historię dzieci syberyjskich, co byłoby bodźcem do jeszcze ściślejszego zespolenia naszych krajów. Czy uważa Pan, że trzeba dotrzeć z tą historią do coraz liczniejszego grona?

Paul: Myślę, że jest to istotne, ponieważ uczy to pewnej życzliwości dla uchodźców.
Wymiana kulturowa i studenckie organizacje to jeden sposób.
Innym mogłoby być wykorzystanie muzyki Chopina.
Na przykład, dyrygent lub konferansjer podczas koncertu japońskiej orkiestry (w Stanach Zjednoczonych czy gdziekolwiek),
mógłby zwrócić się do publiczności słowami:
„Muzyka Fryderyka Chopina jest bardzo popularna w Japonii. Wiedzą Państwo dlaczego?
Otóż Polacy zesłani uprzednio na Syberię przybyli do Japonii ponad 100 lat temu i przywieźli ze sobą muzykę Chopina.
Obecnie nadal istnieje silna więź między tymi krajami.
Jeśli chcielibyście Państwo dowiedzieć się więcej na ten temat, w holu wystawione są broszury”.


Yumi: Czy miałby Pan dla nas jakieś rady, jak przyciągnąć uwagę ludzi mieszkających poza Polską i Japonią? Ostatnio otrzymaliśmy nawet kilka wiadomości od ludzi mieszkających w Stanach Zjednoczonych.

Paul: Jest wielu polskich imigrantów w USA oraz Kanadzie.
Co prawda nie jest tak łatwo znaleźć ludzi lubiących historię…
Kiedy pani Anna Domaradzka wygłaszała swą prezentację w Wejherowie,
byłem zdumiony ilością informacji, które posiadała o swojej rodzinie.
W porównaniu z tym, ja wiedziałem tyle, co nic. Jeśli ma się połączenia czy kontakty w Polsce,
możliwe jest wyszukiwanie różnych informacji na ten temat, jednak niekoniecznie wśród rodzin takich jak moja,
której wszyscy członkowie wyemigrowali z Polski.
Takim ludziom zazwyczaj jest ciężko nawiązać kontakt z Japonią.


Yumi: Słyszałam, że znalazł Pan w sierocińcu pewien zapis o Pańskim ojcu, mianowicie że przebywał on w Stanach Zjednoczonych. Czy myśli Pan, że bylibyśmy w stanie znaleźć więcej podobnych informacji?

Paul: Sierociniec, w którym przebywał mój ojciec, był prowadzony przez siostry Felicjanki.
Rozmawiałem z tamtejszym archiwistą i udało mi się zdobyć numer akt mojego ojca.
Niestety osoba, z którą miałem porozmawiać, była w złym stanie zdrowia, dlatego bezpośrednia komunikacja była niemożliwa.
Być może będę musiał tam pojechać, aby uzyskać więcej informacji. Ich archiwa są dobrze prowadzone.
Mam numery akt nie tylko mojego ojca,
ale także pozostałych 12 dzieci syberyjskich, które przebywały w Domu Dziecka św. Józefa.
Nie wiem natomiast, ile jeszcze informacji tam posiadają.


Yumi: Mam nadzieję, że uda się Panu odwiedzić to miejsce. Liczę, że wspólnie uda nam się odnaleźć wiele informacji o dzieciach syberyjskich. Dziękuję Panu bardzo
za rozmowę.

(Data wywiadu: 17.12.2020 / Edytowanie 22.11.2022

Fukudenkai szuka potomków dzieci syberyjskich
Kontakt → info@siberianchildren.pl