Miłość prababci do następnych pokoleń rodziny
Urszula Malewska
Wnuczka Wincentego Marszala- jednego z dzieci syberyjskich. Niestety nie poznała swojego dziadka osobiście, ale dzięki jego siostrom, zdołała choć trochę poznać niezwykłą rodzinną historię.
Jest wdzięczna swojej prababce, która oddała swoje dzieci, aby mogły żyć w Polsce.
Od lat opowiada o niesamowitych losach swojej rodziny, przez co zaszczepiła w swoim synu- Bartoszu, chęć do zdobywania o nich informacji.
Dzięki niemu zdołała opowiedzieć swoją historię i zamierzchłe dzieje rodziny szerszemu gronu odbiorców.
“Mam ciągły “głód” wiedzy dotyczący tej historii. Może za Państwa pośrednictwem będzie możliwe poszerzenie wiedzy i zdobycie nowych informacji? Może żyją gdzieś moi dalsi krewni? Chciałabym ich poznać i uściskać. Nie wiem czy będzie mogła nastąpić taka chwila, ale byłabym szczęśliwa.”
Czy na wstępie może nam Pani powiedzieć coś o sobie?
Mam na imię Urszula. Jestem wnuczką Wincentego Marszała – jednego z Dzieci Syberyjskich. Wincenty miał troje dzieci: Wandę, Ryszarda i Wiesławę. Wanda jest najstarsza (ma ok. 90 lat), miała trzech synów (dwóch z nich już nie żyje), Ryszard, mój ojciec, miał trzy córki, Wiesława ma trzech synów. To są potomkowie Wincentego.
Kto z Pani rodziny jest związany z Dziećmi Syberyjskimi? Kim jest dla Pani ta osoba?
Mój dziadek, czyli Wincenty Marszał był jednym z Dzieci Syberyjskich. Jak do tej pory sądziłam miał jedynie trójkę rodzeństwa: Annę, Helenę oraz Benjamina. Annę i Helenę poznałam, gdy byłam jeszcze dzieckiem, natomiast Benjamin przewijał się w opowieściach rodzinnych. Gdy trafiłam na stronę siberianchildren.pl i przeanalizowałam znajdującą się tam listę dzieci syberyjskich, zaskoczeniem był Ludwik Marszał. W zasadzie nie wiem dlaczego ta informacja nie była przekazana przez rodzinę. Przecież czwórka z nich (Wincenty, Helena, Anna i Ludwik) była na tym samym statku, który płynął przez Japonię i Amerykę w latach 1920-1921, a Benjamin dołączył do Heleny w zakładzie w Wejherowie wracając do Polski w 1922 r. przez Japonię, Ocean Indyjski i Londyn. Z drugiej strony – być może to po prostu zbieżność nazwisk? Innym zaskoczeniem był fakt, że na wspomnianej liście Dzieci Syberyjskich widniał Innocenty Marszał, którym jak się domyślam z racji podobnie brzmiącego imienia w rzeczywistości był właśnie mój dziadek Wincenty.
Czy miała Pani okazję usłyszeć historię o pobycie Pani dziadka w Japonii, bezpośrednio od niego?
Niestety, dziadka nie poznałam. Zmarł, kiedy mój ojciec – Ryszard miał ok. 17 lat. Jak już wspomniałam, poznałam jego siostry – Helenę i Annę. Anna, czyli ciotka mego ojca odwiedzała nas czasem, kiedy byłam dzieckiem. Nie były to częste odwiedziny, bo mieszkała w Świdnicy, my natomiast w Bielsku Podlaskim. To miasta oddalone od siebie o blisko 600 km, tak więc była to spora odległość, którą musiała pokonać. Z czasem, gdy była już starsza, niestety zaprzestała tych odwiedzin. Pamiętam, że czasem wymykało się jej jakieś zdanie, uwaga na temat porównania naszego dzieciństwa a tym, z jakim musiała zmierzyć się ona. Mówiła o tym jednak niechętnie. Może nie lubiła wracać do tych wydarzeń, bo były bolesne? A może ja, jako dziecko nie byłam odpowiednim partnerem do tych rozmów?
Czy może nam Pani opowiedzieć historię swojego dziadka? Dlaczego był on na Syberii? Jak to się stało, że dołączył on do grupy dzieci, które wyjechały do Japonii?
Nie wiem dokładnie dlaczego rodzina dziadka znalazła się na Syberii. W naszej rodzinie krąży legenda, że jego ojciec był studentem i brał udział w powstaniu styczniowym w 1863 r. lub rewolucji w latach 1905-1907 i za to został zesłany na Syberię. Nie wiemy jednak na ile jest to zgodne z prawdą. Z opowiadań rodziny, wiadomo, że ojciec dzieci, (czyli ten student), w czasie gdy dzieci były przekazywane do Polskiego Komitetu Ratunkowego, już nie żył, a matka najprawdopodobniej nie była w stanie zapewnić im bytu. Jestem posiadaczką oryginalnego zdjęcia z 1918 r. na którym jest dwoje ludzi: kobieta i mężczyzna. Prawdopodobnie są to rodzice mego dziadka i jego rodzeństwa. Na odwrotnej stronie widnieje dedykacja w języku rosyjskim: „Na pamiątkę przyjaciołom Iwanowi i Kseni Sidorowym od Kazimiera i Niny Marszał”. Kim byli Sidorowie ? – nie wiem. Widać również ślady po innych zapiskach, ale niestety nie do odczytania – wyblakły. Zdjęcie to zostało podarowane przez Annę memu ojcu. Myślę, że zostało ono przywiezione przez dzieci z Syberii.
Z opowiadań rodziny, wiadomo, że ojciec dzieci, (czyli ten student), w czasie gdy dzieci były przekazywane do Polskiego Komitetu Ratunkowego, już nie żył, a matka najprawdopodobniej nie była w stanie zapewnić im bytu. Jestem posiadaczką oryginalnego zdjęcia z 1918 r. na którym jest dwoje ludzi: kobieta i mężczyzna. Prawdopodobnie są to rodzice mego dziadka i jego rodzeństwa. Na odwrotnej stronie widnieje dedykacja w języku rosyjskim: „Na pamiątkę przyjaciołom Iwanowi i Kseni Sidorowym od Kazimiera i Niny Marszał”. Kim byli Sidorowie ? – nie wiem. Widać również ślady po innych zapiskach, ale niestety nie do odczytania – wyblakły. Zdjęcie to zostało podarowane przez Annę memu ojcu. Myślę, że zostało ono przywiezione przez dzieci z Syberii.
Jak wyglądało życie Pani dziadka po wyjeździe z Japonii?
Tego niestety nie wiem. Z opowiadań Anny wiem, że była ona w Zakładzie w Wejherowie. Czy był z nią również mój dziadek? Prawdopodobnie byli tam również Helena i Benjamin. Ich podpisy znalazłam na zdjęciu na portalu polska1926.pl. Gdzie był wtedy Wincenty? Dlaczego nie podpisał się? Może to nic nie znaczy? Anna była i też się nie podpisała. A może przeciwnie – coś znaczy- nie podpisał się, bo go tam nie było, a Anna była po prostu za mała na podpis? Z opowiadań rodziny, wiem, że dziadek wyuczył się dobrego, jak na tamte czasy zawodu – był piekarzem. Po wojnie miał swoją piekarnię i jak na tamte czasy był dość majętnym człowiekiem. Natomiast wiem też, że miał kłopoty, aby wziąć ślub z moją babcią, ponieważ nie miał odpowiednich dokumentów, tzn. metryki urodzenia wydanych tu w Polsce.
Ślub moich dziadków mógł odbyć się po dostarczeniu dokumentów z Rosji. Posiadam zdjęcie z przyjęcia ślubnego moich dziadków (ok. 1935-36 r.) moich dziadków, na którym jest również ich córka Wanda, wówczas ok. 5- letnia, trzymająca w rękach lalkę. Lalka ta (z opowieści rodziny), została przysłana wraz z dokumentami dziadka z Rosji. Pytanie – kto przekazał lalkę, chyba nie urzędnik? Myślę, że tam, po drugiej stronie, była jakaś osoba, która chciała dać znać, że jest. Wiem również z opowiadań rodzinnych, że dziadek ze względu na swoje urodzenie w Rosji miał kłopoty w czasie wojny, gdyż wojsko radzieckie chciało wcielić go w swoje szeregi jako obywatela ZSRR. Prawdopodobnie musiał uciekać i ukrywać się z tego powodu, bo nie chciał być wcielony do armii radzieckiej.
Czy może są jakieś szczególne wspomnienia z Japonii, które Pani dziadek zapamiętał na długo?
Niestety, jak już wspomniałam, nie poznałam nigdy dziadka. Nie umiem o tym opowiedzieć. Żałuję, że tak mało wiem o tej rodzinnej historii. Kiedy byłam dzieckiem niekoniecznie się tym interesowałam, nie rozumiałam pewnych zdarzeń. Trzeba też przypomnieć, że nie wszystko można było powiedzieć dziecku, bo przecież sytuacja polityczna w Polsce nie pozwalała na to, było to niebezpieczne. Dopiero w miarę wzrastania, bardzo mnie ta historia zainteresowała. Niestety nie było już wtedy osoby, z którą mogłabym o tym rozmawiać.
Czy historia Dzieci Syberyjskich lub opowieść Pani dziadka jest często wspominana wśród Pani krewnych?
Czasem poruszamy tę historię, zwłaszcza gdy pojawia się jakaś nowa informacja, dająca możliwość dopasowania jakichś faktów. Natomiast zaszczepiłam chyba chęć poznawania tej niezwykłej historii i zebrania jak najliczniejszych informacji w swoim synu – Bartoszu. To właśnie dzięki niemu dowiedziałam się o Waszej inicjatywie. Tak więc jest już następne pokolenie, które zna i będzie rozszerzało tę niezwykłą historię.
Czy poza Pani rodziną wie Pani o kimś, kto zna tę historię?
Niestety, nie znam takich osób, rodzin, które mają podobne wydarzenia i przeżycia w swoim otoczeniu. Kiedyś, lata temu, kiedy opowiadałam komuś o takich faktach z życia moich przodków, to byłam odbierana jako fantazjująca nastolatka, wymyślająca niestworzone historie. Tak, ta historia jest tak niesamowita, że aż trudna do uwierzenia. Ale będę ją powtarzać dopóty, dopóki będę o niej pamiętać, z tego względu, że jestem bardzo wdzięczna mojej prababce, która oddała swoje dzieci, aby mogły żyć w Polsce. Zawsze myślę o niej jak o kobiecie heroicznej, która nie zważając na to, że zostanie sama, nie będąc pewną losów swoich dzieci, zdecydowała się na to, aby jej potomkowie mogli żyć tu, w Polsce.
Czy myśli Pani, że ta historia powinna być lepiej znana wśród Japończyków i Polaków?
Oczywiście, że tak. Przecież to naprawdę wielka rzecz. Historia Polski i Polaków jest często skomplikowana i trudna, ale przez to też ciekawa i piękna. Ta konkretna historia splotła w pewien sposób Polaków i Japończyków. Dzięki temu wielu potomków Dzieci z Syberii może dziś mówić po polsku i żyć w Ojczyźnie. Japończycy w wielkiej mierze się do tego przyczynili. Dziękuję Wam za to.
Co zatem mogłoby się przyczynić do rozpowszechnienia tej historii?
Kiedyś, lata temu, w telewizji polskiej był wyświetlany japoński film „Jesień w Warszawie”. Pamiętam, że odbił się on szerszym echem wśród moich znajomych i rodziny. A więc nie wszystko stracone. Myślę że jest to ciekawa historia na jakiś nowy film, w którym można byłoby przybliżyć fakty historyczne. Mało się o tym również mówi nawet w polskich szkołach na lekcjach historii – mam na myśli nie tylko konkretnie historię Dzieci Syberyjskich, ale w ogóle historię Sybiraków, Polaków, którzy z różnych przyczyn znaleźli się na Syberii na przestrzeni wielu lat. Wydaje mi się, że to powinno się zmienić.
Czy ma Pani może jakiś pomysł dotyczący ceremonii organizowanej przez Fukudenkai? Co byłoby dobrze uwzględnić podczas przyszłorocznej ceremonii?
Na pewno interesującym byłoby kolejny raz usłyszeć opowieść o tej niezwykłej historii – być może mogliby przedstawić ją historycy. Z pewnością ciekawym byłoby poznać perspektywę nie tylko polską, ale i japońską. Z punktu widzenia osoby, która od lat stara się szukać informacji na temat swoich przodków, dlaczego akurat znaleźli się na Syberii, w której części Polski (wówczas znajdującej się pod zaborami) żyli wcześniej, kim byli ich przodkowie, ciekawe byłyby również spotkania z genealogami, którzy być może mogliby podpowiedzieć – jakimi sposobami najskuteczniej szukać swoich korzeni. Ważne będą też rozmowy z innymi potomkami Dzieci Syberyjskich na temat ich doświadczeń co do tego, jak odkrywają swoją rodzinną historię. Być może historia konkretnych rodzin pozwoli jeszcze lepiej poznać i zrozumieć tę historię całościowo.
Czy byłaby Pani zainteresowana wzięciem udziału w wydarzeniach innych niż wspomniana ceremonia? Na przykład mniejszych spotkaniach rodzin Dzieci Syberyjskich?
Tak, bardzo chętnie spotkam się z innymi potomkami Dzieci Syberyjskich. Myślę, że będzie to okazja do poznania nowych faktów tej niezwykłej historii.Być może tego rodzaju wydarzenia przyczynią się również do zawiązania społeczności potomków Dzieci Syberyjskich, która razem będzie odkrywać i propagować tę historię zarówno wśród Polaków, jak i wśród Japończyków.